Łączna liczba wyświetleń
wtorek, 31 stycznia 2012
niedziela, 29 stycznia 2012
27 stycznia 1793 r. niedaleko Wolsztyna.
Obwieszczenie o II zaborze pruskim z 1793
„ ...W Kargowej stacjonował
pilnujący granicy 60-osobowy oddział wojska polskiego pod
dowództwem kapitana Więckowskiego. Na wieść o rozbiorze władający
już wtedy krajem targowiczanie nakazali wojskom cofnąć się w głąb
kraju. Kapitan Więckowski nie posłuchał tego rozkazu. Kiedy
odmówił poddania się wkraczającym Prusakom, został zabity jako
pierwszy. Jego żołnierze zgromadzeni w kargowskim ratuszu stawili
zacięty opór, choć musieli zdawać sobie sprawę, że nie mają
żadnych szans, wobec dziesięciokrotnej przewagi przeciwnika. Ślady
po kulach na ratuszu widoczne były podobno do 1830 r.
Ratusz i kościół w Kargowej
Półtora roku po epizodzie kargowskim
wybuchło powstanie w Wielkopolsce, jako „odgałęzienie”
insurekcji kościuszkowskiej. Powstańcy zajęli m.in. Wolsztyn i
Rakoniewice. Powstanie nie trwało jednak długo i jesienią tegoż
1794 r. upadło, mimo ofiarności ludności polskiej. Była to
pierwsza insurekcja na naszych ziemiach, ale bynajmniej nie
ostatnia...”
Fragment książki Konrada Ireneusza
Bednarczyka „Wolsztyn w Przeszłości” przypomina legendę 60
osobowego (40- różnie źródła podają) garnizonu i jego kapitana
Kazimierza Więckowskiego jako jednego z zaledwie dwóch oddziałów
w Polsce, stawiających opór prusakom.
Jednak jak to bywa z legendami, po
latach okazało się, że kapitan przeżył mimo odniesionych
ran, a rok później brał już udział w powstaniu kościuszkowskim.
Zmarł prawdopodobnie śmiercią naturalną około roku 1820, co nie umniejsza jego patriotyzmu i zasług dla regionu.
Linki pomocnicze;
http://polskaniezwykla.pl/web/place/18029,kargowa-miasteczko-na-szlaku-do-drezna.html
http://www.sp.kargowa.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=44&Itemid=11
http://altiok.blox.pl/2011/01/Spartanie-z-Kargowej.html
http://polskaniezwykla.pl/web/place/18029,kargowa-miasteczko-na-szlaku-do-drezna.html
http://www.sp.kargowa.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=44&Itemid=11
http://altiok.blox.pl/2011/01/Spartanie-z-Kargowej.html
niedziela, 15 stycznia 2012
JANKESI W WOLSZTYNIE
18 marca 1945
r, nad ranem, 303 Grupa Bombowa wystartowała na Berlin. Część
załogi samolotu pod dowództwem porucznika McCaldina na krótko
zagościła w Wolsztynie.
Oto krótki
opis tamtych wydarzeń...
Boeing B-17G
tzw. Latająca Forteca nazwany "NaughtyVirgin", co można
przetłumaczyć jako "Nieprzyzwoita Dziewica" został
ostrzelany nad Berlinem przez Messerschmitty Me-262 . Ze względu na uszkodzenia
dowódca samolotu postanowił dokończyć misję i nie wracać do
bazy, lecz najkrótszą drogą przedostać się za linię frontu
wschodniego, by nie wpaść w ręce nazistów.
Dwoje
członków załogi tj.
Drugi pilot
Emil M. Sabol z Ironwood w Michigan
i mechanik
Alexander Archibald ze Stanford w Connecticut
wyskoczyli
jeszcze nad Niemcami i dostali się do niewoli.
Pozostali
lotnicy skakali w następującej kolejności ;
Elektronik
Andrew T. Kester z Wilmington w Północnej Karolinie
Tylny
strzelec James J. Murphy z Redwood z Kalifornii
Dolny
strzelec Union B. Melton z Concord w Północnej Karolinie
Nawigator
Lyman M. Clark z Millville w New Jersey
Po około 5
minutach lotu w okolicy Wolsztyna skakali;
Pilot Roy
O. McCaldin z San Antonio w Teksasie
Bombardier
William S. King z Chardon w Ohio
Radiooperator
John W. Powers z Elmira w stanie Nowy Jork
Samolot
przeleciał jeszcze kilkanaście kilometrów by rozbić się pod
Wielichowem. W krótkim czasie Rosyjscy żołnierze odnaleźli
rozbitków i przewieźli do sztabu w niewielkiej leśniczówce. Tam
poznali zarówno Rosyjskiego generała jak i obyczaje, z których
słynie ten kraj. Jankesów ugoszczono solidnym posiłkiem i
popularną w tym kraju wódką. Po kilku godzinach przewieziono ich
do Wolsztyna.
John W.
Powers w swoim liście do żony Jany tak opisuje pobyt w naszym
mieście:
"...zatrzymaliśmy
się w domu burmistrza i spędziliśmy noc w najbardziej miękkich i
wygodnych łóżkach jakie kiedykolwiek widziałem. Dosłownie
pogrążyliśmy się w nich.
U burmistrza
zaczęliśmy od kilkunastu następnych toastów i kolejnego obfitego
obiadu. Patrząc wstecz nie potrafię zrozumieć w jaki sposób
zdołaliśmy tak długo zachować trzeźwość. Dzień zaczął i
skończył się konsumpcją wódki. Miało się wrażenie, że oni piją
ją jak wodę, a raczej zamiast wody..."
Następnego
dnia około południa odwieziono ich na pociąg zkąd poprzez Leszno
dotarli do ambasady w Warszawie.
Dzięki
pasjonatom historii jak p. Michał Mucha, wspomnieniom starszych
ludzi jak p. Bernard Machnicki z Wielichowa, wreszcie redaktor Głosu
Wolsztyńskiego p. Annie Domagalskiej Historia ta ujrzała światło
dzienne w postaci artykułu w numerze 6 z 1997 r. ,który
zainspirował mnie do przypomnienia tej historii.
Subskrybuj:
Posty (Atom)