Łączna liczba wyświetleń

środa, 16 stycznia 2013

DĄBRÓWKA WIELKOPOLSKA

 
 
Pałac na ilustracji z 1858
 
"Pochodzenie obecnej nazwy wsi pięknie tłumaczy stara legenda, która ustnie przekazywana jest z pokolenia na pokolenie.
- Było to po roku 966, kiedy Mieszko I wraz ze swą żoną Dąbrówką kontynuowali podróż poślubną po kraju i w swych długich wędrówkach przybyli do zachodnich granic Wielkopolski. Para królewska przejechała most na rzece Obrze, minęła jezioro Błędno pod Zbąszyniem, minęła bagna i zarośla, nim wjechała do osady, która godnie przygotowała się na jej przyjęcie. Czysto wymiecione drogi, wybielone domy, wyplewione ogrody i pola, już wówczas świadczyły o pracowitości mieszkańców tej gospodarskiej wsi. Słońce zachodziło za las. Nic dziwnego, że król postanowił przenocować. Na spotkanie z ludnością tubylczą, mimo zmęczenia uciążliwą podróżą , poświęciła sporo czasu. Królowa wnet zaprzyjaźniła się z mieszkankami, podczas szczerej rozmowy. Toteż bez reszty przypadła im do serca. Na drugi dzień, kiedy nadszedł czas odjazdu, wszyscy mieszkańcy wsi tłumnie wybiegli na drogę, ze łzami w oczach żegnając tak zacnych a miłych gości.                
              Po ich odjeździe, dumni mieszkańcy - dla upamiętnienia
tego faktu historycznego zmienili nazwę swej osady z dawniejszej Dąbrowy na Dąbrówkę. Odtąd nazwa wsi przypomina im kobietę wiecznie uśmiechniętą, która była dla nich dobrą panią - królową."
 
Jest to fragment książki pod tytułem "Archiwa mówią" autorstwa mojego św. pamięci sąsiada Marcelego Brychcy.

wtorek, 25 grudnia 2012

ZASŁUŻENI DLA WOLSZTYNA



 JÓZEF MARIA HOENE-WROŃSKI
Autor: Rama (Praca własna) [CC-BY-SA-2.0-fr (http://creativecommons.org/licenses/by-sa/2.0/fr/deed.en)], undefined
Filozof, matematyk,astronom, fizyk,prawnik,ekonomista.
Urodził się 23 sierpnia 1776 r. w Wolsztynie jako jedno z ośmioro dzieci architekta Antoniego Hoene,budowniczego kościoła parafialnego.
W latach 1786-1790 pobierał nauki w Szkole Wydziałowe 
 w Poznaniu. Uczestnik insurekcji kościuszkowskiej, dowodził baterią dział i moździerzy , ranny w bitwie pod Maciejowicami, dostał się do niewoli. Następnie żołnierz Legionów Dąbrowskiego, w stopniu porucznika artylerii.
Po roku 1797 studiował prawo i filozofię w Halle i Getyndze.
W 1800 r. otrzymał obywatelstwo francuskie. W latach 1819- 1823 przebywał w Anglii.
Zajmował się teorią ruchów społecznych oraz przemian gospodarczych, matematyką (równania algebraiczne), astronomią(mechanika nieba), fizyką (teoria cieczy), geodezją, techniką, a przede wszystkim filozofią mesjanizmu.
W 1831 r. wydał "Prodrom mesjanizmu" - jedno z głównych dzieł mesjanistycznych.
Opublikował około 100 prac naukowych w języku francuskim, tłumaczonych na języki angielski, polski, rosyjski i włoski.
Polskę określił jako swą "drugą ojczyznę".
Żonaty od 1810 r. z Henryką Wiktorią Sarrazin de Montferier, zmarł bezdzietnie 9 sierpnia 1853 r. w Neuilly we Francji.
Na domu, w którym się urodził, umieszczono tablicę pamiątkową.
Opr.M.Gałęzowska
Tekst w całości zaczerpnięty z książki Czesława Olejnika "Wolsztyński słownik biograficzny"

sobota, 22 września 2012

BEZZIMIENNI

Pojechałem na grzyby a skończyło się jak zawsze...
 
 
 
Mogiła po wschodniej stronie drogi nr 305 do 
Nowego Tomyśl a przy miejscowości Błońsko
 
To jest pomnik pomordowanych Polaków w okresie okupacji.Od Pani Marianny Olończyk urodzonej w 1935 r. grzybiarki napotkanej w lesie dowiedziałem się, że w latach 50tych przeprowadzono ekshumację i mogiła jest najprawdopodobniej pusta. Nie udało mi się ustalić dokładnej liczby pomordowanych wiem jednak, że to było przynajmniej kilka osób.
 
 

Ten nieopisany grób znajduje się na niewielkim wzniesieniu po zachodniej stronie drogi 305 tuż przed samym Błońskiem.
 
Podczas rozmowy z jednym ze starszych mieszkańców Błońska Panem Mieczysławem Śpiewakiem dowiedziałem się, że w okolicznych lasach jest więcej takich grobów, a pewnie są i takie, które udało się Niemcom utrzymać w tajemnicy i nikt nie ma o nich pojęcia. Więc niech spoczywają w pokoju...
 
CZEŚĆ ICH PAMIĘCI !!!
 
P/s Przepraszam za jakość fotek ale miałem przy sobie tylko telefon :)



poniedziałek, 23 lipca 2012

GMINA EWANGELICKA W WOLSZTYNIE

                                                       Marcin Luter
Pierwsze wzmianki o protestantach na ziemi Wolsztyńskiej pojawiają się już w XVI wieku po ogłoszeniu tez na temat reformacji wiary przez Marcina Lutra w Norymberdze w 1517r.
O szerzenie nauki sekty luterańskiej zostaje oskarżony wtedy Mikołaj z Wolsztyna. W owych czasach był to zapewne odosobniony przypadek, ale już w drugiej połowie stulecia częściej mówi się o nowych wyznawcach, i tu np. Baltazar Niałecki kandydat na proboszcza Niałeckiego wymieniany jest w dokumentach jako sympatyk protestantyzmu, a do roku 1599 kościół w Niałku należał przez ok 30 lat do tej grupy wyznaniowej, więc istnieje duże prawdopodobieństwo, że zmienił wyznanie.
Po roku 1553 brak informacji o kościele parafialnym NMP w Wolsztynie wskazuje na czasowe przejęcie tej placówki przez rosnącą w siłę społeczność protestancką.
Około 1586 r kościół parafialny wraca w ręce katolików a wyznawcy reformacji zmuszeni zostali do stworzenia jednej z najstarszych w Wielkopolsce gminy luterańskiej.
Społeczność ta wyraźnie zaczyna się rozrastać w latach 1618-1648 za sprawą uchodźców z Niemiec szukających schronienia przed szalejącą tam wojną trzydziestoletnią.
Dom Spokojnej Starości Zjednoczonego Kościoła Ewangelickiego

Dom Spokojnej Starości obecnie                                               
Jako dom modlitwy, dzięki gościnności Anny Miękickiej od 1637 r służyła im kapliczka we dworze Komorowskim. Zaś 1-X-1641 r podpisała ona umowę na budowę zboru z mistrzami George Dietrich em i Michałem Frankiem. Rok później kościół był gotowy.
W roku 1654 wnuk Anny Miękickiej Piotr Powodowski potwierdza we Wschowie darowiznę dla gminy luterańskiej, która to obejmuje:
  • grunty zboru
  • cmentarzy pomiędzy wsiami Berzyna i Niałek (w rozwidleniu ulic 5go Stycznia i Słodowej)
  • oraz teren przy ulicy 5go Stycznia od szkoły nr 4 do numeru 11, które przez blisko 300 lat pozostawały własnością protestantów.
     Pastorówka - tu mieszkał kiedyś pastor gminy ewangelickiej
    Pastorówka obecnie                                                                  
    W 1754 r wyznawcy wybudowali dom dla pastora i szkołę, które wraz z kościołem spłonęły w wielkim pożarze z 19-IX-1810 r. Rok później wybudowany zostaje tymczasowy dom modlitwy, z którego korzystano do 27-XI-1832r kiedy to oddany do użytku został nowy zbór.

    Jego koszt sięgał 23 330 talarów, z czego kwotę 7 000 talarów na budowę wyasygnował
    król pruski Fryderyk Wilhelm III i dlatego 14-VI-1833r następca tronu Fryderyk Wilhelm IV przejeżdżając przez Wolsztyn zwiedził ten obiekt sakralny co odbiło się szerokim echem w okolicy i nie tylko dodając rangi gminie ewangelickiej.
    Dom sierot                                                                                 
    W rok 1837 przy ul. Poniatowskiego powstaje Dom Sierot Zjednoczonego Kościoła Ewangelickiego, której fundatorami byli dr Jacob z Poznania, baron Kottwitz z Tuchorzy oraz rotmistrz v. Dziembowski.
    Dom sierot obecnie                                                                   
    Zaś 21-X-1844r wybudowano szpital protestancki, jednak jego lokalizacja nie jest znana.
    W maju 1945 r pieczę nad wszystkimi dobrami gminy ewangelickiej przejmuje kościół katolicki, a proboszcz fary ks. Antoni Gryczka święci budynek nadając mu wezwanie Wniebowstąpienia Pańskiego.
Obecnie Katolicki Kościół Wniebowstąpienia Pańskiego

niedziela, 1 lipca 2012

ZASŁUŻENI DLA WOLSZTYNA

                                    ALOJZY TEOBALD WEISS


105 lat temu w rodzinie Jana i Heleny Weiss z domu Graupe w Wolsztynie 1go lipca 1907 roku urodził się Alojzy Weiss jeden  z najbardziej rozpoznawanych mieszkańców naszego miasta.
W roku 1914 rozpoczął edukację w Szkole Podstawowej nr 2.
Potem w 1922r uczęszczał do Gimnazjum w Wolsztynie.
Następnym krokiem w edukacji było od 1928r Liceum Handlowe i studia w Wyższej Szkole Handlowej w Poznaniu.
Po dwuletnim stażu w hurtowni spożywczej w Poznaniu przeniósł się z powrotem do Wolsztyna i tu pracował w sklepie swego ojca.
W roku 1936 zawarł związek małżeński z Marią, którego owocem było pięcioro dzieci.

Pan Weiss z wnukiem i prawnukami w swoim sklepie            
Rok 1940 nie był łaskawy dla rodziny Weissów. Niemcy przejmują dom rodzinny oraz sklep a samego Alojzego zamykają na pięć miesięcy w więzieniu w Grodzisku Wielkopolskim za wspieranie potrzebujących Polaków.
Po tych wydarzeniach aż do momentu wyzwolenia Wolsztyna pracował w Hoyer Holzbau w fabryce mebli. Jednak wyzwolenie miasta nie przyniosło nic dobrego dla Pana Alojzego. Rosjanie znajdują w jego domu porzucone mundury niemieckie i uznają go za wroga ludu. Karą za to było zesłanie do Związku Radzieckiego, gdzie po kilku miesiącach zachorował na gruźlicę. Jako, że była to choroba śmiertelna odesłano go do domu, lecz jak się potem okazało Pan Alojzy wyzdrowiał i czym prędzej zabrał się do tego na czym znał się najlepiej.
Zezwolenie na prowadzenie prywatnej działalności handlowej otrzymał 5go lutego 1946 r.
W 1950 w związku z upaństwowieniem handlu sklep przy ulicy Roberta Kocha 51 został zajęty przez Miejski Handel Detaliczny. Alojzy Weiss przenosi się do małego sklepiku pod numerem 2 tejże ulicy, gdzie handlował do roku 1989 kiedy to zmienił się ustrój polityczny i mógł powrócić na dawne miejsce.

Pan Weiss z rodziną przed swoim sklepem

Jako ciekawostkę mogę dodać, że na swoje setne urodziny otrzymał życzenia od Papierza Benedykta XVI  a wcześniej błogosławieństwo od samego Jana Pawła II.
Jako założyciel był prezesem Wolsztyńskiego Oddziału Zrzeszenia Prywatnego Handlu i Usług.
Posiadał Honorową Odznakę tego zrzeszenia, a także wyróżnienie "Zasłużony dla Ziemi Wolsztyńskiej".

Wręczenie wyróżnienia "Zasłużony dla Ziemi Wolsztyńskiej".

Był odznaczony Krzyżem Zesłańców Sybiru oraz postanowieniem Prezydenta RP z 2004 r. Złotym Krzyżem Zasługi.
8 listopada 2008 r. Alojzy Weiss umiera w wieku 101 lat.
Jak sądzę z autopsji miłe wspomnienia sympatycznego Pana Weissa i powiedzenie "U Junka Weissa" pozostaną w naszej Pamięci już na zawsze.

Wspomnienia Pana Alojzego Weissa

środa, 29 lutego 2012

MOCZYKIJE...


To "przemysł" zadecydował o nazwie Wolsztyna.  Gdyby pierwsi mieszkańcy postawili na rybołówstwo nazwa mogłaby brzmieć inaczej.
Od samego początku stawiano na rozwój i dlatego priorytetem były młyny, wiatraki i sukiennictwo.
O ile to ostatnie ma się dobrze w obecnej chwili, to żaden młyn nie przetrwał do dzisiaj.
Rybołówstwo
 przetrwało jednak próbę czasu.
Takie ryby łowili rybacy na początku XXw

Ksawery Pluczak dzierżawił jezioro od hrabiego Mycielskiego.


15.08.1935r Edmund Pluczak złowił w Jeziorze Wolsztyńskim sumy o wadze 63kg i 76kg









Zawodowe rybactwo w Wolsztynie istnieje do dzisiaj, choć bardziej przypomina rabunkową gospodarkę wód niż przedsiębiorstwo myślące perspektywicznie.
                                                                   
                                                                         

                                                                                                                               Ludwik i Edward Pluczakowie




Jedynymi, których obchodzi stan wód i zarybienia są pasjonaci zrzeszeni w PZW
Działają też Timy karpiowe takie jak :
i nowo powstały
Dzięki staraniom tych zapaleńców do dzisiaj w okolicznych wodach spotkać możemy medalowe okazy

Radosław Zandecki z rekordem życiowym złowionym w 2011r
Marcin Szczepaniak z okazem złowionym w 2011r

Ja i moja starsza córka również jesteśmy wędkarzami ale tylko amatorami i niestety nie możemy się pochwalić takimi osiągnięciami.
Chociaż Pati jednak odnotowała swój mały sukces - zajęła 4 miejsce wśród kadetów na zawodach wędkarskich w Wolsztynie w 20011r

Pamiątkowa fotografia z w.mistrzem świata P.Zbyszkiem Milewskim

Pati (pierwsza z lewej), Michał Zandeci (syn Radka, w białej czapce z medalem na szyi)

niedziela, 5 lutego 2012

BIAŁE SZALEŃSTWO

Sobotnie Południe.

 

Prószy lekki śnieg, kadra kajakarzy skończyła zimowy trening na lodzie i cisza potęgowała odczucie mrozu.
Obiecałem córkom łyżwy i słowa dotrzymać musiałem.



Dzisiaj jest inaczej !!!


Pogoda dopisała.
Na niedzielny spacer wybrało się całkiem sporo amatorów zimowego szaleństwa.
Jest mroźno, ale świetnie. W planach mamy spacer na wyspę "Tumidaj". Po tylu latach mam okazję pierwszy raz postawić nogę na tym skrawku tajemniczego lądu.







Dzisiaj to miejsce przeżywało prawdziwe oblężenie
Jeszcze ostatnie spojrzenie i wracamy do ciepłego domu...


W powrotnej drodze towarzyszył nam zimny wiatr, i nie zapomniane obrazy...


Cypel w parku - widok od strony wyspy


niedziela, 29 stycznia 2012

27 stycznia 1793 r. niedaleko Wolsztyna.

Obwieszczenie o II zaborze pruskim z 1793

„ ...W Kargowej stacjonował pilnujący granicy 60-osobowy oddział wojska polskiego pod dowództwem kapitana Więckowskiego. Na wieść o rozbiorze władający już wtedy krajem targowiczanie nakazali wojskom cofnąć się w głąb kraju. Kapitan Więckowski nie posłuchał tego rozkazu. Kiedy odmówił poddania się wkraczającym Prusakom, został zabity jako pierwszy. Jego żołnierze zgromadzeni w kargowskim ratuszu stawili zacięty opór, choć musieli zdawać sobie sprawę, że nie mają żadnych szans, wobec dziesięciokrotnej przewagi przeciwnika. Ślady po kulach na ratuszu widoczne były podobno do 1830 r.

Ratusz i kościół w Kargowej
 Półtora roku po epizodzie kargowskim wybuchło powstanie w Wielkopolsce, jako „odgałęzienie” insurekcji kościuszkowskiej. Powstańcy zajęli m.in. Wolsztyn i Rakoniewice. Powstanie nie trwało jednak długo i jesienią tegoż 1794 r. upadło, mimo ofiarności ludności polskiej. Była to pierwsza insurekcja na naszych ziemiach, ale bynajmniej nie ostatnia...”
Fragment książki Konrada Ireneusza Bednarczyka „Wolsztyn w Przeszłości” przypomina legendę 60 osobowego (40- różnie źródła podają) garnizonu i jego kapitana Kazimierza Więckowskiego jako jednego z zaledwie dwóch oddziałów w Polsce, stawiających opór prusakom.
Jednak jak to bywa z legendami, po latach okazało się, że kapitan przeżył mimo odniesionych ran, a rok później brał już udział w powstaniu kościuszkowskim. Zmarł prawdopodobnie śmiercią naturalną około roku 1820, co nie umniejsza jego patriotyzmu i zasług dla regionu.


niedziela, 15 stycznia 2012

JANKESI W WOLSZTYNIE

18 marca 1945 r, nad ranem, 303 Grupa Bombowa wystartowała na Berlin. Część załogi samolotu pod dowództwem porucznika McCaldina na krótko zagościła w Wolsztynie.


Oto krótki opis tamtych wydarzeń...
Boeing B-17G tzw. Latająca Forteca nazwany "NaughtyVirgin", co można przetłumaczyć jako "Nieprzyzwoita Dziewica" został ostrzelany nad Berlinem przez Messerschmitty Me-262 . Ze względu na uszkodzenia dowódca samolotu postanowił dokończyć misję i nie wracać do bazy, lecz najkrótszą drogą przedostać się za linię frontu wschodniego, by nie wpaść w ręce nazistów.

                                                                          
Nawet poważnie uszkodzone maszyny potrafiły wrócić do bazy










Dwoje członków załogi tj.


Drugi pilot Emil M. Sabol z Ironwood w Michigan



i mechanik Alexander Archibald ze Stanford w Connecticut
wyskoczyli jeszcze nad Niemcami i dostali się do niewoli.





Pozostali lotnicy skakali w następującej kolejności ;
Elektronik Andrew T. Kester z Wilmington w Północnej Karolinie
Tylny strzelec James J. Murphy z Redwood z Kalifornii
Dolny strzelec Union B. Melton z Concord w Północnej Karolinie
Nawigator Lyman M. Clark z Millville w New Jersey
Po około 5 minutach lotu w okolicy Wolsztyna skakali;
Pilot Roy O. McCaldin z San Antonio w Teksasie
Bombardier William S. King z Chardon w Ohio
Radiooperator John W. Powers z Elmira w stanie Nowy Jork


Samolot przeleciał jeszcze kilkanaście kilometrów by rozbić się pod Wielichowem. W krótkim czasie Rosyjscy żołnierze odnaleźli rozbitków i przewieźli do sztabu w niewielkiej leśniczówce. Tam poznali zarówno Rosyjskiego generała jak i obyczaje, z których słynie ten kraj. Jankesów ugoszczono solidnym posiłkiem i popularną w tym kraju wódką. Po kilku godzinach przewieziono ich do Wolsztyna.

    John W. Powers w swoim liście do żony Jany tak opisuje pobyt w naszym mieście:



"...zatrzymaliśmy się w domu burmistrza i spędziliśmy noc w najbardziej miękkich i wygodnych łóżkach jakie kiedykolwiek widziałem. Dosłownie pogrążyliśmy się w nich.
U burmistrza zaczęliśmy od kilkunastu następnych toastów i kolejnego obfitego obiadu. Patrząc wstecz nie potrafię zrozumieć w jaki sposób zdołaliśmy tak długo zachować trzeźwość. Dzień zaczął i skończył się konsumpcją wódki. Miało się wrażenie, że oni piją ją jak wodę, a raczej zamiast wody..."
Następnego dnia około południa odwieziono ich na pociąg zkąd poprzez Leszno dotarli do ambasady w Warszawie.

Dzięki pasjonatom historii jak p. Michał Mucha, wspomnieniom starszych ludzi jak p. Bernard Machnicki z Wielichowa, wreszcie redaktor Głosu Wolsztyńskiego p. Annie Domagalskiej Historia ta ujrzała światło dzienne w postaci artykułu w numerze 6 z 1997 r. ,który zainspirował mnie do przypomnienia tej historii.

poniedziałek, 26 grudnia 2011

SPALONE NA STOSIE...

Zbyt dobrze jej się powodzi,
na pewno ma konszachty z diabłem...

5 IV 1691 r. Wolsztyn po raz kolejny stanął w płomieniach.
Spora część miasta została zniszczona. Mieszkańcy mieli dość trudności z jakimi musieli borykać się na co dzień, a teraz spotkało ich tak wielkie nieszczęście. To nie mogło dziać się bez przyczyny.Trzeba znaleźć winnego. Ktoś szepnął  to Dorota Świstaczka, tak !!!  i  Katarzyna Tomaszowa Rzeźniczka !!! -to czarownice !!!
Tak mogły rozpocząć się niechlubne wydarzenia z historii Wolsztyna.
Często atrakcyjny wygląd  wystarczał by kobieta została oskarżona o czary, konszachty z diabłem i  rzucanie uroku na sąsiada krowę, aby ta nie dawała mleka.

Nazwiska opisane na wstępie nie są fikcją, te kobiety na prawdę obarczono winą za pożar w mieście. Oskarżone były torturowane być może topione by sprawdzić słuszność oskarżenia (jeśli taka utonęła, znaczyło, że była nie winna, natomiast jeśli przeżyła, to był jasny dowód jej winy). Obie zostały spalone na stosie, jednak druga z pań zmarła na torturach i mieszkańcy musieli zadowolić się spaleniem ciała.


W lipcu 1700r. oskarżono, skazano i spalono jeszcze cztery kobiety, których nazwisk nie znamy.

Ostatnią ofiarą tych zabobonów była Jadwiga Opaska z Karpicka, którą stracono w podobnie okrutny sposób.

Ksiądz, opisujący te wydarzenia, ubolewał nad ciemnotą swoich parafian i wątpił o winie skazanych. Pomimo jednak upływu lat, zachowały się niektóre praktyki z tamtego okresu, jak np:
- wiązanie czerwonych kokardek niemowlętom,
 czy wbijanie noża w próg.
O podobnych praktykach każdy z nas słyszy na co dzień
wystarczy znalęźć odpowiednią stronę i już...

http://forum.28dni.pl/discussion/668/2/przesady-zabobony-wierzenia-ludowe/

Ostatni w Polsce proces o czary odbył się nie w XVIII, czy XIX wieku lecz całkiem niedawno, bo w 1926 roku

http://www.makbet.pl/artykul/1664/ostatni-proces-o-czary-w-polsce

O ile miasteczko Salem w USA obnosi się ze swą niechlubną historią z 1962 r. o tyle Wolsztyn zachowuje dystans do dziejów, o których nigdy nie będziemy mogli opowiadać z dumą...





Informacje częściowo zaczerpnięte z książki
Konrada Ireneusza Bednarczyka "Wolsztyn w przeszłości"

niedziela, 25 grudnia 2011

Promenada




Piękny parkan wykonany na wzór płotu przy ogrodzie rzeźbiarza
doskonale komponujący się z otoczeniem i stylową Promenadą.


Grudzień 2011 r



 Grudzień 2011 r


To już fotografia samego rzeźbiarza Marcina Rożka

Marcin Rożek przed swym ogrodem


Uwielbiam spacery Promenadą...
Brak mi jedynie większej ilości altanek
takich jak ta nadająca szczególnego uroku miejscu zwanemu niegdyś
"Małą Wenecją"

sobota, 24 grudnia 2011

WESOŁYCH ŚWIĄT !!!



Niech się spełnią świąteczne życzenia - te łatwe i trudne do spełnienia. Niech się spełnią te duże i małe, te mówione głośno lub wcale.

Tego życzę wszystkim, którzy tu czasem zaglądają
Przyjaciołom, na których zawsze mogę liczyć
i
Rodzinie, dzięki której jestem tym kim jestem ...

środa, 21 grudnia 2011

PIERWSZY ŚNIEG

Dzisiaj idę pieszo do szkoły...

             Pierwszy śnieg tej zimy widziany z mojego okna                           


Już dawno moje córki tak ochoczo nie wstawały do Szkoły



     Prawda ta wszystkim jest ogólnie znana,
-że dzieci kochają lepić bałwana...


 Hu! Hu! Ha! Nasza zima zła!
A my jej się nie boimy,
Dalej śnieżkiem w plecy zimy,
Niech pamiątkę ma!
Nasza zima zła!

                                                                                          Fragment wiersza Marji Konopnickiej